Nauka etyki uczciwej, rzetelnej pracy - to jedno z największych wyzwań w przeciwdziałaniu bezrobociu. Ważne jest tworzenie zdrowego systemu ekonomicznego, ważne jest działanie na rzecz ułatwiania inwestycji, ważne jest budowanie struktur wspomagających ludzi bezrobotnych. Ale bodaj najważniejsze jest to, co wydaje się być
Gdy zabraknie nam środków na koncie, możemy skorzystać z wyjścia awaryjnego i złożyć wniosek o przyznanie kredytu lub pożyczki krótkoterminowej. Tę drugą po pozytywnym rozpatrzeniu otrzymamy nawet w ciągu kilkunastu minut, co pozwoli nam szybko załatać dziurę w domowym budżecie.
Dodatkowe 30 dni na zapłacenie składki. Jeśli nie zapłacimy składki w wyznaczonym terminie – grupa Allianz przewiduje okres 30-dniowej prolongaty. Oznacza to, że w ciągu 30 dni mamy szansę na zapłatę bez utraty ochrony. Opóźnienie przekraczające 30 dni od wskazanej daty płatności skutkować będzie wygaśnięciem ochrony.
Jednym z najlepszych sposobów na zaoszczędzenie pieniędzy są procenty budżetowe autorstwa Dave’a Ramseya. Jest prosty w konfiguracji i daje wiele wglądu.. Możesz zauważyć, że na początku może to wymagać trochę pracy. Zaczynasz porównywać ubezpieczenie samochodu, przeglądać swoje nawyki związane z wydatkami i nie tylko.
Wpływ techniki na życie człowieka. Wiek XX upłynął pod znakiem niezwykłego i najszybszego w historii człowieka rozwoju cywilizacyjnego i technicznego. W ciągu zaledwie stu lat cywilizacja posunęła się do przodu w wielu gałęziach nauki i techniki, między innymi w rozwoju medycyny, badań składu i właściwości materii i podboju
Sposób na szczęśliwe życie - Bogusława Andrzejewska — Być szczęśliwym to proste. Wystarczy zdecydować, że tak chcemy odczuwać. Najczęściej jednak zapominamy, że to my sami decydujemy o własnym nastawieniu do świata i o własnych myślach, które kreują naszą rzeczywistość. Mamy w sobie moc uzdrowienia życia i rozwiązania problemów. Ale poczucie bycia szczęśliwym to
. Z powodu pandemii koronawirusa prawie co dziesiąty Polak stracił pracę, a 43% ankietowanych osób obawia się jej szczególnie teraz warto wziąć pod uwagę porady ekspertów, którzy przekonują, że każdy z nas powinien posiadać oszczędności na co najmniej 3–6 miesięcy — czy Polacy w ogóle potrafią oszczędzać i mają plan awaryjny na wypadek utraty pracy? Ile mamy oszczędności? Co bylibyśmy w stanie poświęcić, aby przetrwać?Odpowiedzi na te, i inne pytania znajdziesz tutaj, w naszym najnowszym badaniu “Życie bez pensji”. Ponad 1400 ankietowanych odpowiedziało w nim na 15 pytań dotyczących oszczędzania, wydatków, planów na wypadek utraty pracy oraz obaw natury materialnej, związanych z pandemią Polacy potrafią oszczędzać?Z naszego badania wynika, że 24% Polaków nie posiada żadnych oszczędności, a 22% przeżyje z oszczędności maksymalnie 2 tygodnie. Ponad połowa badanych przyznała też, że co miesiąc oszczędza mniej niż 500 pieniędzy Polacy oszczędzają miesięcznie?58% ankietowanych oszczędza poniżej 500 zł25% ankietowanych oszczędza między 500 a 1000 zł17% ankietowanych oszczędza powyżej 1000 złWyraźnie widać też, że wysokość oszczędności rośnie wraz z wiekiem. To logiczne — bo im dłużej oszczędzamy, tym większe kwoty gromadzimy. Badanie wykazało, że więcej niż 10 000 zł oszczędności zgromadziło 28% osób powyżej 55. roku życia, 25% w wieku 40–55 lat, 20% w wieku 25–39 lat i tylko 9% badanych poniżej 25. roku w kwestii oszczędzania wypadamy na tle innych krajów?Z badania „European Consumer Payment Report” przeprowadzonego w 2018 roku przez Intrum wynika, że aż 41% Europejczyków co miesiąc nie oszczędza żadnych pieniędzy. W zestawieniu najgorzej wypadają Łotysze (58% z nich nie gromadzi oszczędności) i Grecy (57%), a najlepiej Szwedzi (26%), Czesi (28%) i Słowacy (29%). Polacy wypadli nieźle — w 2018 r. pieniędzy nie oszczędzało tylko około 36% naszych czym mogą być związane problemy z oszczędzaniem – zarówno wśród Polaków, jak i mieszkańców innych państw?Wysokość gromadzonych przez nas oszczędności zależy od wielu kwestii, w tym od naszych zarobków i wydatków. Jednak nie znaczy to, że im więcej zarabiamy, tym więcej — im mniej wydajemy, tym więcej jesteśmy w stanie odłożyć na czarną okazuje się, że wydajemy sporo. Ile pieniędzy wydajemy co miesiąc?Z badania wynika, że 85% Polaków co miesiąc wydaje ponad 1000 zł. Jednocześnie 43% ankietowanych posiada oszczędności mniejsze niż 1000 zł!Na dodatek co czwarty Polak wydaje co miesiąc od 90 do 100% pensji, a 4% ankietowanych wydaje nawet ponad 100% tego, co zarobili!Oto twarde dane:Część pensji, jaką Polacy wydają co miesiąc:7% ankietowanych wydaje poniżej 10% pensji23% ankietowanych wydaje między 10 a 50% pensji41% ankietowanych wydaje między 50 a 90% pensji25% ankietowanych wydaje między 90 a 100% pensji4% ankietowanych wydaje powyżej 100% pensji. Z czego to wynika?Według raportu GUS “Polska w Unii Europejskiej 2019”, Polacy największą część budżetu domowego przeznaczają na użytkowanie i wyposażenie mieszkania (26%). Sporo wydajemy także na żywność i napoje bezalkoholowe (prawie 17%). To więcej niż wynosi średnia dla Unii Europejskiej (12%). Większy procent budżetu domowego niż w przypadku innych Europejczyków pochłaniają także nasze wydatki na zdrowie, odzież i obuwie, a także wyroby alkoholowe i również wspomnieć, że w Polsce wyraźnie wzrasta inflacja. W 2018 roku wyniosła ona 1,6%, a w 2019 — 2,3%. W kwietniu 2020 roku było to już 3,4%. Wyższa inflacja oznacza wzrost przeciętnych cen towarów i usług, przez co spada nasza siła od kwestii wydatków uwarunkowanych stylem życia lub inflacją i rosnącymi kosztami utrzymania, grupa naukowców z Uniwersytetu Cornella przekonuje w swoim badaniu, że problemy z oszczędzaniem są też uwarunkowane genetycznie. Nasz mózg jest po prostu „zaprogramowany” do zarabiania i wydawania, a nie gromadzenia w tym przypadku warto walczyć z ludzką finansowi z organizacji Certified Financial Planner Board of Standards podkreślają, że osoby które samodzielnie utrzymują gospodarstwo domowe, powinny mieć oszczędności, które wystarczą na minimum 6 miesięcy wprzód. Jeśli ktoś dzieli wydatki z pracującym partnerem lub ma alternatywne źródło zarobku, awaryjne środki muszą wystarczyć na co najmniej 3 naszego badania wynika, że tylko 19% utrzymujących się samodzielnie Polaków, zgromadziło oszczędności na co najmniej 6 miesięcy życia. Lepiej zabezpieczone finansowo są osoby prowadzące gospodarstwo domowe wspólnie z partnerem — 33% z nich posiada środki do życia na co najmniej 3 miesiące bezrobocia, a 20% na co najmniej 6 miesięcy). Brak oszczędności oznacza, że w obliczu utraty pracy wielu Polaków będzie musiało natychmiast zdobyć środki do życia w inny sposób. Jak radzilibyśmy sobie w takiej sytuacji?Z czego jesteśmy gotowi zrezygnować lub co sprzedać, aby przetrwać?Aby zdobyć środki do życia, Polacy w pierwszej kolejności sprzedawaliby swoją biżuterię, sprzęt elektroniczny, ubrania i buty. Co ciekawe, nieco więcej mężczyzn niż kobiet spieniężyłoby samochód i smartfon, a także sprzedało swoje… nagie zdjęcia lub filmy. Polki z kolei zdecydowanie chętniej spieniężyłyby swoją biżuterię, ubrania i podobnie kształtują się wyniki badania serwisu Zety, przeprowadzonego wśród Amerykanów. Tam na pierwszym miejscu listy rzeczy, które respondenci sprzedaliby w trudnej chwili, żeby zyskać dodatkową gotówkę, znalazły się ubrania i buty, na drugim — biżuteria, a na trzecim — sprzęt wspomnieć, że aż 17% Polaków stwierdziło, że nie sprzedaliby żadnej z powyższych rzeczy mimo braku środków do zatem wzięlibyśmy pieniądze? Czy ucieklibyśmy się do niepłacenia rachunków? opłat i wydatków próbowalibyśmy uniknąć, żeby przetrwać?Ponad 1/3 Polaków twierdzi, że w sytuacji tarapatów finansowych nie unikaliby obowiązkowych opłat. Tylko co dziesiąty badany przyznał, że przestałby opłacać rachunki za gaz, wodę, elektryczność — lub spłacać kredyt. W pierwszej kolejności rezygnowalibyśmy z wydatków na transport, samochód lub abonament telefonii drugiej strony, ponad połowa Polaków bez mrugnięcia okiem zrezygnowałaby z różnego rodzaju rozrywek — wyjazdów wakacyjnych, Netflixa, jedzenia na mieście czy też wyjść na z których zrezygnowaliby Polacy, gdyby nie mieli środków do życia:65% ankietowanych zrezygnowałaby z wakacyjnego wyjazdu63% ankietowanych zrezygnowałaby z abonamentu filmowej platformy streamingowej (np. Netflix)60% ankietowanych zrezygnowałaby z jedzenia na mieście59% ankietowanych zrezygnowałaby z karnetu na siłownię57% ankietowanych zrezygnowałaby z remontu mieszkania56% ankietowanych zrezygnowałaby z rozrywek (np. wyjścia do kina lub na imprezę)55% ankietowanych zrezygnowałaby z abonamentu muzycznej platformy streamingowej (np. Spotify)54% ankietowanych zrezygnowałaby z zamawiania jedzenia z dowozem do domutylko 6% ankietowanych nie zrezygnowałoby z żadnych wydatków. Wyniki badania ciekawie kształtują się w zależności od wieku badanych. Osoby z pokolenia Z (poniżej 25 lat) zdecydowanie chętniej niż inne grupy pozbywałyby się ubrań, sprzętu elektronicznego i sportowego. Z kolei przedstawiciele pokolenia baby boomers (powyżej 55 lat) są najbardziej niechętni do sprzedawania jakichkolwiek Polacy dosyć chętnie rezygnowaliby również z opłat za internet czy transport, ale zdecydowanie rzadziej niż starsze pokolenia unikaliby płacenia czynszu lub spłacania pracy. Czy Polacy mają plan B?Jak wynika z badania InterviewMe, ponad połowa Polaków nie ma planu awaryjnego na wypadek utraty pracy. Zdecydowana większość z nas po prostu od razu zaczęłaby szukać nowego miejsca w tym punkcie wyniki badania różnią się w zależności od wieku respondentów. Młodsze osoby zdecydowanie chętniej szukałyby nowej pracy. Z kolei badani po 55. roku życia w większym stopniu liczyliby na zasiłek dla bezrobotnych. Z tzw. kuroniówki chciałoby się utrzymywać 16% osób z pokolenia baby boomers, a w przypadku milenialsów (25–39 lat) — tylko 2%.Co ciekawe, po utracie pracy nieco więcej mężczyzn (4%) niż kobiet (2%) chciałoby się utrzymywać z pieniędzy partnera lub co, jeśli życie zmusiłoby ankietowanych do szukania pomocy u innych osób?Kogo Polacy poprosiliby o pomoc w pierwszej kolejności:31% ankietowanych szukałoby pomocy u rodziców15% ankietowanych szukałoby pomocy u partnera12% ankietowanych szukałoby pomocy u rodzeństwa9% ankietowanych szukałoby pomocy u dzieci6% ankietowanych szukałoby pomocy u przyjaciela lub znajomego3% ankietowanych szukałoby pomocy u dziadków3% ankietowanych szukałoby pomocy u innego członka aż 21% badanych stwierdziło, że nie poprosiliby nikogo o pomoc — nawet gdyby zupełnie zabrakło im środków do porównania, z badania serwisu Zety przeprowadzonego w Stanach Zjednoczonych wynika, że po utracie pracy pomocy u rodziców szukałoby aż 44% Amerykanów. Jednocześnie ok. 25% badanych nie chciałoby się zwracać do nikogo o wsparcie wydają się więc nieco bardziej samodzielni od Polaków, ponieważ rzadziej proszą o pomoc finansową inne osoby. Nasi rodacy mają jednak większe opory przed szukaniem wsparcia u swoich Polacy boją się, że pandemia koronawirusa pogorszy ich sytuację finansową?Jak widać, zdecydowana większość Polaków obawia się ekonomicznych skutków pandemii koronawirusa. Szczególnie wyraźnie widać to w odpowiedziach kobiet — 84% odpowiedzi „obawiam się” przy 76% w przypadku mężczyzn. Skutków pandemii silniej obawiają się osoby z pokoleń milenialsów oraz baby boomers — po 83% odpowiedzi „obawiam się” przy 76% w generacji Z oraz 75% w pokoleniu ponad połowy Polaków pandemia już pogorszyła sytuację finansową. Kryzys bardziej dotknął kobiety (62% przy 54% mężczyzn) oraz najmłodsze pokolenia (po 64% w przypadku generacji Z oraz milenialsów).43% Polaków obawia się utraty pracy z powodu wpływu koronawirusa na gospodarkę, a niemal co dziesiąta osoba już ją straciła. Zdecydowanie najgorzej sytuacja wygląda u osób poniżej 25. roku życia — aż 15% osób z pokolenia Z wylądowało na bezrobociu na skutek się sytuacji finansowej oraz częstsze przypadki utraty pracy na skutek pandemii u młodszych osób nie mogą dziwić. Osoby z tych pokoleń częściej pracują w zawodach najbardziej dotkniętych kryzysem — np. w restauracjach, barach, instytucjach kultury, salonach fryzjerskich czy też kosmetycznych. Osoby powyżej 40. roku życia zazwyczaj mają stabilniejszą sytuację zawodową. A także większe zarobki i sytuacja związana z pandemią koronawirusa może być jednocześnie szansą na... oszczędność. Jak wynika z badania InterviewMe, wakacje w lato 2020 planuje zaledwie 22% Polaków. Dla porównania, rok wcześniej na urlop wybrało się aż 78% badanych. A jak wspomnieliśmy wcześniej, rezygnacja z wakacyjnego wyjazdu to jeden z naszych głównych sposobów na podreperowanie domowego wnioski z badaniaPodsumujmy najważniejsze i najciekawsze wyniki badania „Życie bez pensji”:24% Polaków nie posiada oszczędności, a u 22% starczy ich na maksymalnie dwa zdobyć środki do życia, Polacy w pierwszej kolejności sprzedawaliby biżuterię, ubrania, buty i sprzęt trudniej sytuacji finansowej aż 2/3 badanych zrezygnowałoby z wakacyjnego wyjazdu, Netflixa czy też jedzenia na staraliby się nie unikać obowiązkowych opłat. W sytuacji kryzysowej w pierwszej kolejności przestaliby płacić za transport, samochód oraz abonament telefonii połowa Polaków nie ma planu awaryjnego na wypadek utraty badani musieli poprosić kogoś o pomoc, większość z nich w pierwszej kolejności zwróciłaby się do trudnej sytuacji finansowej co piąty Polak nie poprosiłby nikogo o 80% Polaków boi się wpływu pandemii koronawirusa na sytuację gospodarczą, a 9% ankietowanych już straciło pracę z tego badaniaW badaniu wzięło udział 1412 osób. Respondenci odpowiedzieli w ankiecie na 15 pytań dotyczących ich oszczędności, wydatków, planów na wypadek utraty pracy oraz obaw związanych z ekonomicznymi skutkami pandemii nasDzięki InterviewMe dowiesz się, jak napisać CV oraz list motywacyjny, które zrobią wrażenie na pracodawcy. Nasz kreator CV i profesjonalne szablony CV pomogły już milionom kandydatów w znalezieniu pracy, o której podzielić się swoimi obserwacjami na temat oszczędzania, planu działania po utracie pracy lub wpływu pandemii koronawirusa na rynek pracy? Zachęcamy do komentowania wyników badania poniżej!
Czuję się świetnie, nie potrzebuję pomocy! Dostaję od państwa 1085 euro. W Niemczech spokojnie da się wyżyć z zasiłku. Żyję skromnie i opalam się nad Bałtykiem. Do kina chodzę we wtorki za 4,5 euro. Miałem dom, pieniądze, samochody. Wszystko nic niewarte. 30 lat temu po raz pierwszy dostał pieniądze z opieki społecznej. Pomyślał: "Fajnie, zobaczymy, jak długo to potrwa". Trwa do dziś. Arno Dübel: długie włosy, podkrążone oczy, pomarszczona twarz. Na twarzy uśmiech. Na karku - 54 lata. Na koncie - co miesiąc wypłata z urzędu: 359 euro. Do tego państwo niemieckie opłaca mu czynsz za dwupokojowe mieszkanie w Hamburgu. Arno nie potrzebuje samochodu. Na urlop nie jeździ, na rodzinę jest już za stary. Na jedzenie wydaje mało: "Wystarczy mi kotlet mielony z kromką chleba i jestem syty". Wymienia zalety życia na zasiłku: nie wykonuję niczyich poleceń, nie stresuję się, nie zrywam z łóżka o świcie. Grafik dnia: zakupy w Lidlu, spacery z psem, telewizja. Ponadto: pierze, odkurza, prasuje. Arno mówi wprost: "Praca jest piękną rzeczą - gdy pracują inni. Ja się do pracy nie nadaję". Ostatni raz pracował 27 lat temu - jako malarz pokojowy. Szef kazał mu ściąć długie włosy. Arno zaprotestował. Potem dokonał oceny: "Za dużo stresu". I zrezygnował. Do dziś nosi długi kucyk. W urzędzie chciano go zatrudnić przy zamiataniu ulic. Arno oburzył się: "Zamiatać ulice w deszczu i burzy?! Przecież bym się rozchorował!". Arno musi zaliczać kursy doszkalające i treningi motywacyjne. Na jednym z nich usłyszał: "Każdy jest w czymś dobry, i ty też! Co lubisz robić?". Arno głośno się roześmiał: "Lubię spać!". A po treningu: "Że też muszę wysłuchiwać tych bzdur". Arno ma obowiązek przyjąć każdą pracę na miarę własnych możliwości. Co robi, gdy przychodzą oferty z urzędu? "Jestem chorowity, umiem zwymiotować na zawołanie. Idę więc do lekarza, a on wypisuje mi zwolnienie". Ten prosty system działa skutecznie od 30 lat. Arno okrzyknięty został przez gazetę "Bild" najbezczelniejszym bezrobotnym w Niemczech. W telewizyjnych talk-show mówił: "Żyję na koszt państwa i nie wstydzę się tego. Inni mają żony i dzieci, więc muszą pracować. Ja jestem sam i niewiele potrzebuję. Nie poszedłbym do pracy, nawet gdyby obniżono mi zasiłek do 100 euro". Arno próbował wykorzystać swoją popularność. Ma własnego menedżera, stronę internetową i fanklub. Jego hasło to: "Dostajemy z urzędu!". Podkoszulki i kubki z takim nadrukiem można zamawiać w sklepie internetowym. Razem z niemieckim artystą Gonzalesem G-Punkt nagrał utwór "Dobrze jest sobie golnąć". Miał go zaprezentować w marcu na imprezie w hamburskim klubie. Na scenie wytrzymał 40 sekund. Był pijany i nie znał tekstu. Oblano go piwem i wygwizdano. Arno wrócił do domu. Od tamtego czasu nie rozmawia z dziennikarzami. Michael. Bawię się z urzędem - Jestem fanem Arno Dübla - wyznaje Michael Winkler, bezrobotny 35-latek z Drezna, z wykształcenia kartograf. Po czym zapala skręta z ekologicznego tytoniu bez konserwantów i się uśmiecha. Michael, wysoki brunet w okularach, z brodą i kucykiem, wygląda na intelektualistę. Jest elokwentny, ale ma problem z jąkaniem się. Michael: - Arno Dübel nikogo nie krzywdzi. Ma skromne potrzeby, cieszy się życiem. W starożytnej Grecji byłby filozofem. Nie jest leniem, widziałem w telewizji, jak pomaga sąsiadce przy rozwieszaniu firanek. Ludzie mu zazdroszczą i dlatego go nie lubią. Podstawia im pod nos lustro i woła: spójrzcie, jacy jesteście głupi. Że pali i pije? A niech sobie używa, ile chce, nikogo to nie powinno obchodzić. To mit, że wszyscy ludzie powinni pracować 40 godzin tygodniowo. Technologia idzie do przodu, nikt nie potrzebuje ich pracy. Poza tym jeśli ja ukończyłem studia, to nie będę stał przy taśmie czy pracował jako taksówkarz. Są tacy, co harują za 700 euro miesięcznie. Ja mam 359 euro zasiłku. Nie opłaca mi się wykonywać pracy, której nie lubię i którą inni wykonają dużo chętniej niż ja. Jak mi się powodzi? Dobrze. Za czasów studenckich miałem jeszcze mniej pieniędzy i sobie radziłem. Moje mieszkanie - 60 metrów kwadratowych, dwa pokoje z kuchnią, łazienka, balkon. Czynsz - 400 euro, z czego państwo pokrywa mi 300. W 80 proc. kupuję żywność ekologiczną. Jest droższa od zwykłej - za chleb płacę do 3 euro. Ograniczam się więc do podstawowych produktów. Gotuję w domu, nie chodzę do restauracji - płacę 1,50 euro zamiast 5. Piję piwo tylko ze sklepu, więc płacę 1 euro zamiast 3 w knajpie. Na życie wydaję około 100 euro. Do tego 20 na kawę i 30 na tytoń. Przysługuje mi 21 dni w roku, kiedy mogę wyjechać z Drezna. To nie urlop, tylko tzw. krótkotrwała nieobecność. Byłem w chorwackim Dubrowniku na międzynarodowym kongresie jąkających się ludzi. Miałem tam wystąpienie. Dawałem też wykłady z kartografii w Rosji i Szwajcarii. Zazwyczaj finansowano mi przelot. Denerwuję się, gdy ludzie próbują mi współczuć lub raczą złotymi radami. Odpowiadam: "Dzięki, ale czuję się świetnie, nie potrzebuję pomocy!". Bezrobocie wyszło mi na dobre. Mam dużo czasu na czytanie i refleksje. Prowadzę zdrowy tryb życia, wstaję rano, jeżdżę na rowerze. Piszę wiersze, a potem recytuję je w knajpach lub na ulicy. Mój kolega akompaniuje mi na skrzypcach. Żyję z zasiłku od pięciu lat. Wcześniej, po studiach, przez 1,5 roku byłem zatrudniony w drezdeńskim Instytucie na rzecz Ekorozwoju. Zacząłem pisać doktorat - i ciągle piszę. Wykonywałem prace tymczasowe, np. sprzedawałem książki podróżnicze. Szefowa stosowała wobec mnie terror psychiczny. Nie mogłem znieść tej presji. Miałem problemy z żołądkiem. Źle funkcjonuję, gdy podlegam szefowi. Zamierzam rozkręcić własną działalność gospodarczą jako niezależny dziennikarz, wykładowca i doradca. Zainwestowałem w dyktafon za 40 euro. W urzędzie pracy złożyłem wniosek o dofinansowanie projektu. Określono go jako "nierealistyczny". Ale wierzę, że mi się uda. Z urzędem pracy prowadzę grę. Zanim pojąłem jej reguły, stresowała mnie. Teraz już tylko bawi. Traktuję go jako swojego pracodawcę, a moja zasada brzmi: "Pracować jak najmniej". Muszę wysyłać cztery podania o pracę na miesiąc. Ale nigdzie nie jest napisane, że trzeba się ubiegać o posady już istniejące. Aplikuję więc na doradcę ds. bezrobotnych w parlamencie, choć takiego stanowiska w ogóle nie ma. Albo wysyłam podanie o pracę w dzienniku lokalnym Hamburga, kiedy wiadomo, że nikt mnie tam nie zatrudni, bo mieszkam w Dreźnie. Raz pewien poseł z liberalnej FDP ogłosił, że bezrobotnych można by wykorzystać do walki z plagą szczurów w Berlinie. Od razu się zgłosiłem. Pisałem: znam się na mapach, mógłbym pomóc przy organizacji projektu. Ale jak je zabijać? Strzelać to zbyt niebezpieczne, a od trucizny ucierpiałyby koty i psy. Nic z tego nie wyszło, miałem rozrywkę. Petra. Uprawiam sztukę życia Petra Glöckner, 58-letnia architektka z Drezna. Odpala jednego papierosa od drugiego i ssie mentosy. Mówi wolno i dosadnie. Nie daje sobie przerwać. - Już się pogodziłam, że nigdy nie będę pracować w zawodzie. Że pogorszył się mój status społeczny - wypadłam z towarzystwa architektów. Za to odnalazłam samą siebie. Nauczyłam się cieszyć drobiazgami. Wstaję o 8 rano bez budzika. Za oknem deszcz. A ja nie muszę się śpieszyć do pracy. Nie lenię się. Robię rzeczy, na które nie miałam czasu, kiedy pracowałam. Dłużej przebywam z moim synem. Projektuję grafikę komputerową - co roku oryginalny kalendarz. Maluję na tekstyliach - w większości struktury geometryczne. Działam w stowarzyszeniu obywatelskim. Szydełkuję. Ludzie we wschodnich Niemczech silniej niż w zachodnich określają swoją tożsamość na podstawie wykonywanego zawodu. Uczono ich, że kto nie pracuje, jest przestępcą. Ja też kiedyś myślałam o sobie: Petra Glöckner, architektka. Teraz nie mam pracy. Kim jestem? Gdy ktoś zadaje mi to pytanie, odpowiadam: jestem artystką, uprawiam sztukę życia. Jako architekt zarabiałam 1400 euro, do tego miałam 150 euro zasiłku na dziecko. Teraz dostaję od państwa 1085 euro - to na siebie i syna, który jeszcze studiuje i mieszka ze mną. Zawiera się w tym czynsz - 435 euro za 62 metry kwadratowe: trzy pokoje w dobrym stanie, ładna okolica. W Niemczech spokojnie da się wyżyć z zasiłku. Wystarczy ograniczyć potrzeby. Na podstawowe produkty w Aldim przeznaczam 220 euro miesięcznie. Wcześniej, gdy coś mi się podobało, kupowałam to, np. kostium za 400 euro. Teraz zawsze patrzę na cenę. Buty - 60 euro, kurtka - 80, spodnie - 100, podkoszulek - 30. Nie chodzę do fryzjera (oszczędzam 30 euro). Nie korzystam z usług kosmetyczki (25 euro). Nie chodzę do opery (40 euro). Nie jeżdżę na urlop - chyba, że na weekendową wycieczkę samochodem przyjaciół. Nie idę do serwisu, gdy zepsuje mi się ekspres do kawy. Sama go naprawiam. W NRD przepracowałam kilka lat w państwowych przedsiębiorstwach. Po zjednoczeniu założyłam z koleżanką własne biuro projektowe. Był boom budowlany i mnóstwo zleceń. Zarywałyśmy noce, czerpałyśmy radość z pracy. Jeszcze większą radość sprawiało nam zaglądanie do kasy. Bo szło nam wyśmienicie. Ale boom się skończył. Pieniądze nie płynęły już wartkim strumieniem. Nagle zauważyłam, że dokładam do interesu. Odeszłam do innego biura. Po dwóch latach mnie zwolnili. Od 2002 roku pobieram zasiłek. Na początku byłam w szoku. Straciłam głowę. Dziesiątki listów motywacyjnych i podań. Hiperaktywność, nadzieja na zatrudnienie. Płonna. Straciłam zapał. Im dłużej byłam bez pracy, tym bardziej moje szanse malały. Aż zmalały do zera. W urzędzie pracy ciągle słyszę te kłamstwa: "Kto naprawdę chce pracować, na pewno pracę znajdzie!". Gówno prawda. Czy można wymagać od ludzi, żeby przez dziesięć lat trzy razy w tygodniu wysyłali podania o pracę? I wciąż bez skutku. W Niemczech robi się z bezrobotnych kozła ofiarnego. A przecież cała rzesza urzędników utrzymuje się z nas. Niemcy są tak paskudnie bogate! A zamiast wspierać ludzi, wydajemy pieniądze na zbrojenia. I tak to się kręci. Gdy po raz pierwszy, osiem lat temu, zameldowałam się w urzędzie jako bezrobotna, spytałam pana w okienku: "Czego ode mnie teraz oczekujecie?". A on na to: "Od pani to my już niczego nie oczekujemy". Volker. Żyję za 1000 euro - Jestem bezrobotny, ale nie dostaję zasiłku - mówi Volker Gebhardt z Hanoweru. 45 lat, mała owalna głowa bez włosów, sportowa sylwetka, donośny głos. - Po szkole przyuczyłem się do zawodu murarza. Później ukończyłem kurs handlowca. Przez dziewięć lat byłem przedstawicielem handlowym w firmie budowlanej. Zwolnili mnie w 2008 roku z trzymiesięczną odprawą 6 tys. euro. Razem z oszczędnościami mam na koncie 20 tys. euro. Żeby przyznano mi zasiłek, pieniądze muszą stopnieć do ok. 7 tys. euro. Ten paradoksalny system zmusza ludzi, żeby biednieli i dalej trzyma ich w biedzie. Szukałem pracy, ale znajdowałem tylko taką, z której miałbym gorzej niż teraz. A jestem elastyczny - mogę być magazynierem, rzemieślnikiem lub budowlańcem. Mogę pracować, ale - błagam! - nie za 7 euro na godzinę! Żyję skromnie, ale radzę sobie bez problemu. Wydaję 1000 euro miesięcznie, z czynszem i ubezpieczeniem. Kupuję w supermarkecie Edeka, choć jest droższy od Lidla. Lidla bojkotuję, bo są tam złe warunki pracy. Kiedyś wydawałem na spodnie 60 euro, teraz najwyżej 30. Kiedyś chodziłem na mecze piłkarskie klubu Hannover 96, teraz 30 euro, które przeznaczyłbym na bilet, zatrzymuję dla siebie. Kiedyś urlop spędzałem na Majorce, dzisiaj opalam się nad Bałtykiem. W bibliotece za darmo czytam gazety - "Spiegla" i "Die Zeit". Żeby rozładować energię, uprawiam jogging i chodzę na siłownię. Uczestniczę w pierwszomajowych demonstracjach. Gdy nie znajduję zajęcia, wpadam w depresję. Dużo piłem, ale dzięki grupom samopomocy udało mi się zwalczyć nałóg. Nie liczę na stałą pracę. Swoją przyszłość widzę jako przeplatankę bezrobocia i krótkoterminowego zatrudnienia. Martina. Najpierw seks Martina Dormeyer z Hanoweru ma 44 lata i zafrasowaną twarz, na której od czasu do czasu pojawia się nieśmiały uśmiech. Gdy opowiada o sobie, wszystkie liczby, daty, nazwy i ważne pojęcia zapisuje w małym notesie w kratkę. - Mieszkanie - 260 euro, zasiłek - 359, ubezpieczenie - 200. Do tego 100 euro w pracy tymczasowej, dozwolonej dla bezrobotnych (opiekuję się starszą panią). Razem - 919 euro. Tyle mam teraz. Do pracy mogę iść od minimum 1000 euro. Za mniej mi się nie kalkuluje. Wiem, co i gdzie kupić. W Pennym - czekoladę, w Aldim - masło, w Lidlu - ser. Ser kupuję droższy, bez konserwantów. To moja odrobina luksusu. Inne luksusy - ekologiczne mięso za 5 euro, dobre sandały za 59 euro, bilet miesięczny za 60 euro. Za to oszczędzam na ubraniach. Do kina chodzę we wtorki za 4,5 euro. Mimo, że nie mam zatrudnienia, pracuję cały czas. Od ośmiu lat działam jako wolontariuszka w związku psychiatrów. Mam napięty kalendarz. Proszę spojrzeć: tu śniadanie u koleżanki (sprzeczamy się ostatnio o wychowanie jej dzieci), tu dzień roślin (coś dla oka), tu spotkanie rady miasta (mają mówić o szkołach i przedszkolach), tu koło bezrobotnych (można pogadać i zjeść za darmo). Lata życia na bezrobociu zmieniły mój sposób myślenia. Wcześniej chciałam robić cokolwiek. Teraz rozważam, czy mi się to opłaca. Czy ma sens siedzieć w biurze i słuchać poleceń szefa? Do 1990 roku studiowałam w kolegium nauczycielskim. Już wtedy sprzątałam w domach i wykonywałam prace biurowe. Ale pracy było za mało. Od 1995 roku zaczęłam pobierać zasiłek. Przekwalifikowałam się na handlowca. Pracowałam krótko jako telefonistka i sekretarka. Potem zatrudnili mnie w ochronie na wystawie Expo 2000 w Hanowerze. Potem czyściłam podłogi w hotelu na Hölderlinstrasse. A potem wylądowałam w psychiatryku. W nocy słyszałam sygnał budzika, choć on nie dzwonił. To z powodu niestabilnej sytuacji zawodowej. Leczyłam się 1,5 roku. W 2003 ponownie zarejestrowałam się jako bezrobotna. Plany na przyszłość? Przede wszystkim muszę zacząć uprawiać seks. Jest taka piramida potrzeb, na samym dole są potrzeby fizjologiczne. Gdy je zaspokoję, wezmę się znowu do szukania pracy. Wszyscy moi krewni mają dzieci. Ja żyję samotnie. Może kogoś zaadoptuję. Moim marzeniem jest zostać posłanką do sejmu. Wtedy dopiero miałabym napięty grafik. Kutum. To ja dawałem pracę Kutum Izzet, 53-letni Turek z zachodniego Berlina, idzie niepewnym krokiem przez Alexanderplatz. Mimo tłoku od razu rzuca się w oczy - łysy, pełne policzki, zapadnięte oczy, bujne wąsy. Dobroduszny uśmiech. - Przyjechałem do Niemiec jako 13-latek, w 1970 roku - wspomina. - W Turcji kończyłem niemieckojęzyczne gimnazjum, więc zacząłem pracować jako tłumacz. Z czasem rozkręciłem biznes. Miałem trzy kebaby i restaurację turecką. Zatrudniałem ponad 50 osób. Do zjednoczenia interes szedł gładko, następne kilka lat - przyzwoicie, a potem było już coraz gorzej. Ludzie mniej kupowali, trzy razy się zastanowili, zanim wydali 2 euro. Rosło bezrobocie, brakowało zatrudnienia dla mądrych ludzi. Jeden Niemiec, który u mnie pracował, był z wykształcenia inżynierem lotnictwa. W 2005 roku zbankrutowałem. Straciłem 300 tys. dolarów. Przeżyłem potworny stres. Dostałem zapalenia opon mózgowych. Po operacji cztery lata nie mogłem normalnie chodzić, myśleć ani mówić. Wszystko wypadało mi z rąk. Od roku jest trochę lepiej, sam mogę już opuszczać dom. Szybko zapominam, za trzy tygodnie nie będę pamiętał o tej rozmowie. Poza tym od 12 lat choruję na cukrzycę. Nie mogę jeść białego chleba ani czekolady - z rzadka tylko biorę na język kawalątek, żeby nie zapomnieć jej smaku. Moja żona też ma zapalenie opon mózgowych i nie pracuje. Wcześniej była kucharką w szpitalu. Dostajemy od państwa rentę i zasiłek. Razem - 950 euro. Mieszkamy w domu jednorodzinnym - 120 metrów kwadratowych. Sam czynsz wynosi 750 euro. Resztę wydajemy na jedzenie. Pomagają nam pracujące dzieci. Wszystkie studiowały. Jedna córka jest lekarzem w szpitalu. Druga - inżynierem, tak jak starszy syn. Trzecia - biochemiczką. Najmłodszy syn studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego i mieszka z nami. Ciągle nie przywykłem do biedy. Gdy miałem własną firmę, żyłem dostatniej niż przeciętny człowiek. Zarabiałem do 4000 euro na miesiąc. Tłumnie odwiedzali mnie krewni i znajomi. Na mój koszt jedli, pili, biesiadowali. Po bankructwie 80 proc. z nich odwróciło się ode mnie. Została najbliższa rodzina. Miałem trzy samochody - volkswagena golfa, renault twingo i mercedesa. 30 lat nie jeździłem metrem. Gdy niedawno kupiłem bilet, nie wiedziałem, że trzeba go skasować przed wejściem do wagonu. Na szczęście kontroler darował mi karę. Wcześniej rozdzielałem pieniądze na wszystkich, teraz bezradnie czekam na wypłatę z urzędu. W moim środowisku 90 proc. to bezrobotni, z czego prawie wszyscy pracują na czarno. Połowa Turków, którzy prowadzili biznes gastronomiczny, zbankrutowała. Przed zjednoczeniem żyło się ludziom lepiej, zarówno w RFN, jak i NRD. Ja mieszkałem w Berlinie Zachodnim, ale ze swoim dowodem raz na dwa tygodnie mogłem odwiedzać przyjaciół na wschodzie. Obserwowałem ludzi - oni byli tacy szczęśliwi! A dzisiaj co? Każdy myśli o sobie i kombinuje, jak cię oszukać. Pokazywali w telewizji zranionego człowieka, który leżał na ulicy. Nikt się nim nie interesował. Dopiero jakiś Turek mu pomógł. Ludzie żyją w strachu. Ja się nie boję, dbają o mnie dzieci. Każdego dnia któreś z nich mnie odwiedza. Miałem dom, pieniądze, samochody. Wszystko to nic niewarte. Zostało mi jedno marzenie - być zdrowym. Źródło: Duży Format
| Olimpia Orządała | Pandemia koronawirusa spowodowała, że na całym świecie wprowadzano liczne ograniczenia, aby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się patogenu. Zamykano szkoły, wdrożono pracę zdalną, zalecano noszenie maseczek i zachowywanie dystansu społecznego. Obostrzenia wpłynęły na życie każdego z nas, również na więźniów przebywających w zakładach karnych. W czasie pandemii zaprzestano różnego rodzaju praktyk resocjalizacyjnych – terapii uzależnień, spotkań z psychologami, nabożeństw czy organizowania kursów zawodowych. – W takim przypadku siłą rzeczy trudno jest oczekiwać, że więźniowie wyjdą lepsi na wolność – stwierdza dr Anna Jaworska-Wieloch z Instytutu Nauk Prawnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, liderka projektu realizowanego w ramach konkursu Inicjatywy Doskonałości Badawczej pn. „Horyzont Postcovidowy”. Prawniczka wraz z międzynarodowym zespołem bada wpływ pandemii na odbywanie kary pozbawienia wolności i na późniejsze życie skazanych. Prace mają charakter interdyscyplinarny, analizowany jest aspekt prawny, psychologiczny i resocjalizacyjny. Dr A. Jaworska-Wieloch zauważa, że więźniowie z państw europejskich znajdują się w nieco innej sytuacji niż więźniowie z pozostałych krajów. – Europa jest w zasadzie jedynym kontynentem, w którym w ostatnich latach liczba więźniów spadła i w której zasada ultima ratio rzeczywiście jest realizowana. Reguła ta mówi o tym, że kara pozbawienia wolności ma być ostatecznością, która może być stosowana tylko wtedy, jeśli nie jesteśmy w stanie w inny sposób mierzyć dolegliwości związanej z karą – wyjaśnia badaczka z Uniwersytetu Śląskiego. Z tych względów, a także z uwagi na dużo szerszy wymiar respektowania praw człowieka, więźniowie z Europy są dużo bardziej przywiązani do swoich praw niż skazani z innych kontynentów, np. Azji czy Ameryki. Dlatego w momencie wybuchu pandemii i wprowadzania różnorakich ograniczeń, to właśnie w europejskich zakładach karnych ( we Włoszech) dochodziło do największej liczby buntów. Co robić w takich sytuacjach? Jak im przeciwdziałać? – Kiedy występuje jakaś siła wyższa, z powodu której nie możemy zagwarantować wszystkich uprawnień, jakie do tej pory oferowaliśmy, należy zastanowić się, co zaproponować w zamian, aby uspokoić nastroje w więzieniach i umożliwić wykonanie kary, nie tylko w wymiarze fizycznym, ale również resocjalizacyjnym – mówi prawniczka. – Zawsze podkreślam, że nie leży to tylko w interesie skazanych, lecz całego społeczeństwa. Jednym z założeń kary pozbawienia wolności jest readaptacja społeczna skazanych – osadzeni mają wyjść lepsi z więzienia, walczyć z uzależnieniami, zdobywać wykształcenie czy umiejętności zawodowe, aby było im łatwiej żyć na wolności. Bywa to jednak utrudnione w sytuacjach takich, jak pandemia czy wojna, które powodują ograniczanie praw w celu realizacji innych zadań, np. zachowania higieny. Więźniowie znajdują się w tej sytuacji z przymusu, ponieważ są zamknięci i mają utrudniony kontakt ze światem zewnętrznym. – Jeśli spojrzeć na to, które z obostrzeń były utrzymywane przez dłuższy czas i w jakim tempie z nich rezygnowano, to na pewno może budzić duże wątpliwości zakazywanie dzieciom wstępu do jednostek penitencjarnych. Nawet gdy wznawiano widzenia, w większości zakładów karnych nadal zabraniano spotkań z dziećmi. Było to na pewno szczególnie dotkliwe dla skazanych – stwierdza dr A. Jaworska-Wieloch. Przyczyną podjęcia takich działań był fakt, że zdaniem naukowców dzieci dużo łatwiej miały przenosić wirusa. Rzutowało to jednak na skazanych i ich relacje rodzinne – kara pozbawienia wolności stawała się tym samym jeszcze bardziej uciążliwa. W niektórych zakładach karnych w zamian za brak widzeń z najbliższymi oferowano kontakt przez Skype’a. Wątpliwym działaniem podjętym w czasie pandemii było również wstrzymanie zajęć terapeutycznych, w tym terapii uzależnień. – Kiedy siłą rzeczy dopuszczaliśmy, żeby personel służby więziennej pracował podczas pandemii na terenie zakładów karnych, to zaprzestanie terapii nie było niezbędne. W więzieniach i tak występuje bardzo duża rotacja ludzi. W takich przypadkach, bez terapii, powrót do normalnego życia bez naruszania porządku prawnego może być bardzo utrudniony – mówi laureatka konkursu pn. „Horyzont Postcovidowy”. Prawa skazanych w czasie pandemii ograniczono w Polsce na mocy przepisu kodeksu karnego wykonawczego, który w sposób bardzo ogólny pozwala na pozbawienie skazanych różnorakich uprawnień i przywilejów[1]. O konkretnych regułach i ograniczeniach decydowali dyrektorzy danych zakładów karnych, a nie jednolite, ustawowe unormowania, obowiązujące na terenie całego kraju. To powodowało, że obostrzenia różnie wyglądały w poszczególnych więzieniach. Starano się umożliwiać osadzonym kontaktowanie się z rodziną, ale nie zawsze się to udawało ze względu na możliwości techniczne – podobnie jak w wielu szkołach, w zakładach karnych brakowało odpowiedniego sprzętu. – Niewprowadzenie przez kodeks karny wykonawczy czy rozporządzenie minimalnego czasu takiego substytutu kontaktu, oferowanego w zamian za widzenie z rodziną, sprawiło, że nie było podstawy prawnej dla skazanych, aby domagać się w sposób stanowczy umożliwienia im np. rozmowy na Skypie. Jest to szerszy problem – przyznaje prawniczka. – Istnieje wiele takich unormowań, jak prawo do udziału w nabożeństwie, gdzie ustawodawca mówi jedynie, że skazany ma prawo do uczestnictwa w takiej praktyce, bez zagwarantowania w sposób stanowczy, że taka możliwość powinna być zapewniana np. raz w tygodniu. Jeśli unormujemy tę kwestię, to po pierwsze zamkniemy pole do nadużyć w ramach poszczególnych jednostek, a po drugie ujednolicimy zasady na terenie całego kraju. W momencie gdy pozostawiamy to decyzjom dyrektorów jednostek, to siłą rzeczy umożliwiamy bardzo odmienne podchodzenie do tego rodzaju problemów. W ramach projektu zespół dr A. Jaworskiej-Wieloch nawiązał współpracę z naukowcami z Bułgarii, Słowacji i Węgier, którzy również przeprowadzili badania dotyczące tego, w jaki sposób radzono sobie z pandemią w zakładach karnych. Wprowadzane ograniczenia były podobne do tych w Polsce, nie odnotowano także żadnych większych buntów więźniów. – Być może wynikało to z tego, że fala pandemii zaczęła się bardziej na południu Europy i do nas dotarła z pewnym opóźnieniem, dzięki czemu mogliśmy przygotować się na nią mentalnie. Ponadto wydaje mi się, że dla państw postkomunistycznych charakterystyczne jest też łatwiejsze zaakceptowanie tego rodzaju ograniczeń. W krajach, w których demokracja jest bardziej zakorzeniona, skazanym przychodziło trochę trudniej dostosowanie się do nowych warunków – stwierdza badaczka z Uniwersytetu Śląskiego. W innych krajach Europy inaczej jednak podchodzono do podejmowania decyzji o ograniczaniu praw więźniów. W Bułgarii miało to charakter scentralizowany – to rząd, a nie dyrektorzy poszczególnych jednostek, decydował o obostrzeniach w zakładach karnych. Działania zespołu dr A. Jaworskiej-Wieloch objęły także część psychologiczną. Dr Wiola Friedrich z Instytutu Psychologii UŚ zbadała, na ile zwiększona izolacja wpłynęła na jakość życia skazanych w czasie odbywania kary pozbawienia wolności oraz w jakim stopniu wzrosła ich agresja związana z brakiem zajęć ruchowych czy widzeń z najbliższymi. Z kolei dr Andrzej Czerkawski z Instytutu Pedagogiki UŚ ma sprawdzić, na ile ograniczone oddziaływania resocjalizacyjne w trakcie pandemii mogą utrudnić społeczną readaptację skazanych. – W ramach naszych badań chcemy stworzyć plan postępowania w sytuacjach kryzysowych. Będzie on zawierał informacje, w jaki sposób powinno dochodzić do ewentualnych ograniczeń praw i wolności, z których uprawnień można rezygnować w pierwszej kolejności, jak przeprowadzić test proporcjonalności, czy rzeczywiście ograniczenie danych praw jest potrzebne i jak weryfikować, czy ich utrzymanie jest uzasadnione – podsumowuje dr A. Jaworska-Wieloch. Projekt pt. „Odbywanie kary pozbawienia wolności w warunkach pandemii – problemy i wyzwania” realizowany jest przez dr Annę Jaworską-Wieloch (liderka), dr hab. Olgę Sitarz, prof. UŚ z Instytutu Nauk Prawnych UŚ, dr Wiolę Friedrich z Instytutu Psychologii UŚ oraz dr. Andrzeja Czerkawskiego z Instytutu Pedagogiki UŚ. W skład zespołu wchodzą również naukowcy z zagranicy: Assoc. Prof. Katerina Yocheva, oraz Assoc. Prof. Deyana Marcheva, z New Bulgarian University (Bułgaria), Doc. JUDr. et PhDr. mult. Libor Klimek, z University Matej Bel (Słowacja), a także Dr. habil. Juhász Zsuzsanna z University of Szeged (Węgry). [1] Art. 247 §1 kodeksu karnego wykonawczego: W wypadkach uzasadnionych szczególnymi względami sanitarnymi lub zdrowotnymi albo poważnym zagrożeniem bezpieczeństwa dyrektor zakładu karnego lub aresztu śledczego może na czas określony wstrzymać lub ograniczyć zatrudnienie osadzonych, kontakty między nimi, udzielanie widzeń i spacerów, przeprowadzanie zajęć o charakterze zbiorowym, odprawianie nabożeństw i udzielanie posług religijnych, dokonywanie zakupów, otrzymywanie paczek, a także korzystanie z samoinkasujących aparatów telefonicznych, nakazać zamknięcie cel lub innych pomieszczeń, w których przebywają lub pracują osadzeni, zabronić posiadania w celi niektórych przedmiotów oraz zawiesić funkcję rzecznika skazanych.
2 min czytania Bo jak nie teraz to kiedy? Być kowalem swojego losu. Lepiej późno niż wcale. Kto z nas choć raz w swoim życiu nie zetknął się z jednym z tych zdań? Wszyscy słyszeliśmy je wielokrotnie, ale czy odnosiliśmy je do siebie? Czy mieliśmy świadomość, że kryją w sobie zarówno ogromną mądrość jak i równie ogromną trudność? Czy niełatwej zastosować w życiu stwierdzenie: a od jutra…, innym razem, kiedyś indziej, jeszcze nie teraz, może niech inni… Nazywam […] 3 min czytania Kiedy zaszłam w ciążę pracowałam w dużej księgarni, a w wolnym czasie realizowałam swoją pasję – szyłam na maszynie. Po kilku tygodniach okazało się, że ciąża jest zagrożona, więc dźwiganie książek niewskazane. Zostałam w domu z masą wolnego czasu, który postanowiłam twórczo wykorzystać. Na blogu pokazywałam swoje prace, które zaczęły cieszyć się powodzeniem. W okolicach grudnia trafiłam na ogłoszenie o możliwości otrzymania dotacji na otworzenie własnej działalności. Dało mi to do myślenia, […]
Praca potrafi opleść całe nasze życie i wypełnić je po brzegi, wypierając z niego wszystko inne. Możemy niepostrzeżenie stać się jej niewolnikami – w aspekcie fizycznym i psychicznym. Tracimy rodziny, relacje, pasje, zdrowie, zatracamy samych siebie… zostaje tylko praca – nic pozoru może się wydawać, że to nic trudnego – wychodzi się z pracy zamyka drzwi i… koniec tego etapu dnia. Nic bardziej mylnego… Gdy utracimy równowagę, gdy przestaniemy stawiać sobie i innym zdrowe granice – praca zaleje nasz czas i uwagę niczym lawina. Wedrze się do domu, do umysłu, stanie pomiędzy nami a rodziną. Wmówi, że jest wyłącznym sensem i celem życia, uzależni od siebie…, a później porzuci, jak "kapryśna kochanka" – zostawiając po sobie zgliszcza i pustkę…Work-life balanceCzy po wyjściu z pracy/zakończeniu dnia pracy zdarza się często, że:Twoje myśli krążą wokół tego, co się w pracy wydarzyło, może wydarzyć, zadań do wykonania?trudno Ci skupić całą uwagę na rozmowie z dzieckiem, partnerem – bo myślami jesteś w pracy?zabierasz do domu złość i agresję nagromadzoną w pracy – przez co nie masz cierpliwości do bliskich i samego siebie?zabierasz do domu zadania do wykonania – bo tylko Ty zrobisz najlepiej, wiesz jak to zrobić, nie umiesz odmówić?masz problemy z zasypianiem, cierpisz na bezsenność – zasypują Cię myśli zw. z pracą?boli Cię brzuch, głowa od stresu, czujesz się cały sztywny/spięty?KURSY ONLINE:8 razy O Program stworzony do walki ze stresem Sprawdź!W czasie urlopu/wolnego weekendu:czujesz stres i poczucie winy, że zostawiasz firmę/współpracowników – bo jak sobie poradzą bez Ciebie?obmyślasz, czym zajmiesz się w pracy po powrocie i co jeszcze trzeba zrobić?odpisujesz/piszesz cięgle maile, dzwonisz i załatwiasz sprawy zw. z pracą?jesteś nerwowy i trudno Ci się skupić; nie wiesz, co masz ze sobą zrobić?dawno zapomniałeś, co to urlop, dzień bez pracy? W relacji z bliskimi:nie masz znajomych spoza pracy – bo nie masz czasu na kontakty towarzyskie?nie masz rodziny – bo nie masz na to czasu?Twoje zaangażowanie w pracę (czas/uwagę jej poświęcane) jest przyczyną kłótni z bliskimi?wracasz do domu, gdy dziecko już śpi, a wychodzisz, gdy jeszcze nie wstało?często w relacji z dzieckiem/partnerem powtarzasz – nie teraz, za chwilę, muszę skończyć pracę; nie widzisz, że pracuję?PRZECZYTAJ TEŻ:Po co pracujemy? Sens pracy i jego twarze Joanna WilguckaW podejściu do siebie:nie masz pasji, hobby – po pracy nie masz na nie czasu, siły?Twoje poczucie wartości jest silnie związane z Twoją pracą?czujesz, że Ty = Twoja praca?czujesz, że musisz robić coraz więcej, coraz lepiej?błąd/problem w pracy odczytujesz jako swoją osobistą porażkę, która odbiera Ci radość z życia?W sidłach pracy?Przykładów i objawów przekraczania zdrowej granicy pomiędzy pracą a życiem osobistym jest bardzo wiele. Powyżej wymieniłam tylko niektóre z nich, by pomóc ci zastanowić się nad Twoim podejściem do pracy. Jeśli zachwiania równowagi zdażają się sporadycznie – nie ma powodu do zmartwienia. Jesli jednak zaczynają stawać się normą w Twoim życiu – warto się zastanowić – dokąd to cię prowadzi… i czy na pewno chcesz tam dojść… Autor: Joanna Wilgucka Dziennikarka, redaktorka, autorka e-booka 50 pomysłów na proste życie z dziećmi. Miłośniczka czekolady z orzechami i oregano. W wolnych chwilach czyta książki i zastanawia się jak wydłużyć dobę.
sposób na życie bez pracy