Gwiazdami filmu „Nie otwieraj oczu: Barcelona” zostali Mario Casas, Georgina Campbell, Diego Calva, Alejandra Howard, Naila Schuberth, Patrick Criado, Celia Freijeiro oraz Leonardo Sbaraglia. Za reżyserię i stworzenie scenariusza do horroru odpowiedzialni są Alex i David Pastor .
Nie otwieraj oczu to jeden z największych filmowych hitów Netflixa, a Nie otwieraj oczu: Barcelona będzie kontynuacją z nową obsadą w hiszpańskim klimacie. Oryginał z 2018 roku przyciągnął tylko w pierwszym tygodniu ponad 45 milionów gospodarstw domowych, choć film w opiniach krytyków nie wypadł najlepiej. Dalekie od zachwytów
Motorem napędzającym fabułę Nie otwieraj oczu jest tajemnicza, śmiercionośna siła sprowadzająca na świat apokalipsę. Jednak nie taką zwykłą, to nie wojna, wybuchy, zombie czy inne monstra. To nieznana siła zmuszająca ludzi, którzy na nią spojrzą, do samobójstwa.
Niektóre filmy typu Nie otwieraj oczu: Ciche miejsce (2018), Mgła (2007), Cisza (2019), 28 dni później (2002), W ukryciu (2015). Pasujące atrybuty są pogrubione. Obejrzyj zwiastuny z tej listy, aby wybrać film
Cokolwiek się nie wydarzy: NIE OTWIERAJ OCZU. Czy na zewnątrz czają się demony, czy istoty spoza czasu i przestrzeni, czy złowrogi wirus, to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo najbardziej przerażający jest tu fakt, że codzienne życie, normalność jako taka, przestały istnieć i teraz trzeba nauczyć się żyć od nowa.
Uniwersum "Nie otwieraj oczu" zapoczątkował film z 2018 roku, w którym główną rolę zagrała Sandrą Bullock. Producenci powracają z nowym tytułem - "Nie otwieraj oczy: Barcelona" - którego akcja rozgrywa się w tytułowym hiszpańskim mieście. Po tym, gdy tajemnicza siła doprowadziła do zagłady ludzkości, Sebastian walczy o
. Apokalipsa jest ostatnio w modzie. Netflix doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego też do międzynarodowego obiegu trafiają takie produkcje jak How it ends, Zagłada, Ładunek czy właśnie Bird Box w Polsce noszący tytuł Nie otwieraj oczu. I o ile jestem wielkim fanem samej tematyki, o tyle nie potrafię bez wyrzutów sumienia napisać, że produkcje te są jednoznacznie dobre i każdy będzie się na nich świetnie bawił. Streamingowy gigant patrzy w dobrą stronę, wykonuje ciekawe ruchy, ale wciąż brakuje w tych produkcjach bezsprzecznej perełki na miarę Drogi Hillcoata. Nie otwieraj oczu Suzanne Bier na szczęście bliżej do dzieła udanego niż do filmowej katastrofy, jednak to wciąż produkcja tylko przeciętna. Dużo się mówi o tym, że Nie otwieraj oczu jest na wielu płaszczyznach podobne do hitu grozy z 2018 roku, jakim było Ciche miejsce – niestety nie widziałem tego drugiego, dlatego nie powiem Wam, czy rzeczywiście tak jest. Jedna z nowszych produkcji oryginalnych Netflixa skupia się na samotnej kobiecie w zaawansowanej ciąży, która wraz z siostrą jedzie na wizytę kontrolną do lekarza. Malorie kompletnie nie widzi się w roli matki i rozważa nawet oddanie dziecka do adopcji. W drodze do szpitala kobiety dowiadują się o niewyjaśnionych masowych samobójstwach na terenie wschodniej Europy. Gdy Malorie oraz jej siostra Jessica opuszczają placówkę medyczną – tajemnicza siła dociera i do nich, powodując chaos, zniszczenie oraz siejąc wszechobecną panikę. Ludzie wpatrują się w przestrzeń, by w kilka chwil później popełnić samobójstwo. W wyniku kilku losowych wydarzeń Malorie udaje się wraz z grupą obcych ludzi znaleźć schronienie w jednym z domów. Bohaterowie dość szybko dochodzą do wniosku, że aby przeżyć – muszą zasłonić wszystkie okna i nie mogą patrzeć, ponieważ na zewnątrz czają się niezidentyfikowane istoty, które tylko czekają, aby doprowadzić do samobójstwa kolejnych ludzi. Sceny z przeszłości przeplatają wydarzenia teraźniejsze, mające miejsce po pięciu latach, w których widzimy Malorie oraz dwójkę dzieci, którzy decydują się podjąć trudną, pełną niebezpieczeństw podróż w dół pobliskiej rzeki, na końcu której ponoć znajduje się bezpieczny azyl. Wiemy więc, że główna bohaterka będzie cała i zdrowa, co trochę psuje odbiór tych fragmentów przedstawionych jako przeszłość. Suzanne Bier, duńska reżyserka, odpowiedzialna za takie hity jak Bracia czy W lepszym świecie, objęła ster ekranizacji powieści Johna Malermana i wielu osobom naprawdę może podobać się sposób, w jaki prowadzi film Nie otwieraj oczu. Od technicznej strony nie sposób produkcji niczego zarzucić – zarówno muzyka, montaż, prowadzenie fabuły, jak i efekty specjalne to przyzwoity kawałek kinematografii i nawet jeśli jest to tylko płynne przeskakiwanie po schematach – zostało ono wykonane w sposób zadowalający i miły dla oczu. Niestety gorzej jest, gdy zaczynamy analizować scenariusz Erica Heisserera, najbardziej rozpoznawalnego za stworzenie tekstu do bardzo dobrego Nowego początku. Amerykański scenarzysta od tamtej pory napisał tekst do innego filmu Netflixa z pogranicza postapokalipsy, a mianowicie do słabiutkiej Zagłady. Niestety Nie otwieraj oczu to kolejny film, który zaczyna obnażać problemy Heisserera dotyczące dialogów oraz głębi bohaterów. W filmie zdarzają się drobne głupotki fabularne, do których ci bardziej uparci z pewnością będą się przyczepiać, jak jeżdżenie samochodem z zamalowanymi szybami czy bezproblemowe poruszanie się z opaskami na oczach po obcych lokacjach, jednak w mojej ocenie największą wadę stanowi kompletnie skrócony i niewiarygodnie zepsuty motyw macierzyństwa Malorie. W efekcie czego w najbardziej kulminacyjnym momencie filmu, Sandra Bullock biega z opaską na oczach po lesie, krzycząc w niebogłosy jak kretynka “chłopcze” i “dziewczynko” do swoich dzieci, co odziera z dramaturgii i napięcia sceny, które w założeniu powinny być emocjonalne, a są co najwyżej śmieszne. Nie wiem – możliwe, że taki zabieg zastosował także autor powieści, na bazie której powstał film, ale w połączeniu z dość dziwnie wykreowaną główną bohaterką efekt końcowy jest po prostu negatywny. Nie pomaga także niezwykle sztampowe i aż nazbyt oczywiste zakończenie. Prawda jest taka, że można było się go domyślić po kilkunastu minutach filmu. Szkoda, bo takie rozwiązanie zaniża ocenę. Aktorsko jest nieźle. Co prawda nikt z obsady nie pokazał pełni swoich możliwości, ale nie sposób mówić także o jakimś rozczarowaniu. Sarah Paulson zagrała króciutki, pełen dramatyzmu epizod, John Malkovich dostał bohatera stylizowanego na dupka i mizantropa, z kolei Sandra Bullock, na barkach której osiada cała ciężkość Nie otwieraj oczu, robi co może, żeby jej bohaterka nie była tak strasznie nieludzka, jak została napisana. Trudno jej kibicować, bo to kobieta oschła, oziębła, zdystansowana i nieznosząca sprzeciwu wobec działań, które jej zdaniem są słusznym rozwiązaniem problemów. Mimo to – Bullock potrafi grać na emocjach i definitywnie zdarła z siebie łatkę aktorki od głupiutkich komedyjek, pokroju Wszystko o Stevenie. Nie otwieraj oczu na samym początku każe widzowi zadać sobie pytanie, czego boimy się na tyle, że byłoby to w stanie skłonić nas do samobójstwa. Używa do tego nadprzyrodzonej siły, na szczęście dla widowiska – nie będzie nam dane zobaczyć bestii, która doprowadza ludzi do czynów ostatecznych. Niestety jest to film, który dobre sceny przeplata z tymi słabymi i zupełnie niepotrzebnymi. Nie pomaga także to, że nie znajdziemy tu absolutnie nic oryginalnego. W efekcie wyszedł obraz, który tylko w niewielkim stopniu wybija się ponad szarą przeciętność podjętej przez twórców tematyki. Można obejrzeć, to całkiem niezłe kino rozrywkowe, ale absolutnie nie jest to pozycja, która zostanie w Was na dłużej, bądź trafi do zakładki “ulubione”. Fot.: Netflix Podobne wpisy:
Nowy horror Netflixa okazał się najchętniej oglądaną produkcją tej platformy. To może oznaczać, że już niedługo usłyszymy pierwsze informacje o kontynuacji. A co na to reżyserka Susanne Bier? Bier udzieliła niedawno wywiadu dla magazynu people, w którym nie wykluczyła możliwości powstania drugiej części filmu o Malorie, w którą wcieliła się Sandra Bullock. Reżyserka przyznała, że od premiery filmu dostaje liczne zapytania o dalszy ciąg, co uważa za intrygujące i zabawne. Jednocześnie zauważyła, że publiczność mogła by jeszcze przez dłuższą chwilę cieszyć się Nie otwieraj oczu, którego premiera odbyła się przecież tak niedawno: Dopiero co skończyliśmy! Czytam prośby ludzi o sequel i mam ochotę powiedzieć: hej, dosłownie ledwo co skończyliśmy zdjęcia. Nacieszmy się tym przez chwilę. Nie otwieraj oczu od dnia premiery na Netflixie, czyli 14 grudnia, obejrzało ponad 45 milionów widzów. Do tego zakończenie filmu, opartego na książce Josha Malermana, pozostaje otwarte na kontynuację. Może dowiemy się, skąd wzięły się istoty, które opanowały nasz świat, i po co tu przybyły? Autorzy: Karolina Małas Gdybym miała jeszcze raz jednym ciągiem obejrzeć wszystkie "zaliczone" seriale, spędziłabym w fotelu dwa lata bez przerwy. I to bez powtórek! A wszyscy wiemy, że czasami trzeba przypomnieć sobie pierwsze sezony Supernatural, albo ponownie obejrzeć Black Sails. Jeżeli coś mnie zachwyci, to nie omieszkam o tym napisać. Jeżeli coś mi się nie spodoba - tym bardziej!
Fot. kadr z filmu Nie otwieraj oczu Film "Nie otwieraj oczu" platformy Netflix został skrytykowany, za użycie nagrań z katastrofy kolejowej, do którego doszło w kanadyjskim mieście Lac-Mégantic. Jak twórcy horroru skomentowali kontrowersje? Jedna z najnowszych oryginalnych produkcji Netfliksa pod tytułem "Nie otwieraj oczu" cieszy się bardzo dużą popularnością. Niestety w parze z sukcesem filmu idą również rozmaite kontrowersje. Nie chodzi jedynie o sławetny Bird Box Challenge. Horror został skrytykowany za użycie materiałów wideo, pochodzących z prawdziwego wypadku kolejowego, do którego doszło w kanadyjskim mieście Lac-Mégantic. Twórcy "Nie otwieraj oczu" skomentowali sprawę."Nie otwieraj oczu" - katastrofa kolejowa w Lac-Mégantic w filmie NetfliksaNa początku "Nie otwieraj oczu" Jessica (Sarah Paulson), informuje swoją siostrę Malorie (Sandra Bullock) o chaosie, do którego doszło w Europie. Bohaterki włączają telewizor i oglądają serwis informacyjny, mówiący o dziwnej epidemii samobójstw, które doprowadzają do licznych tragedii. W tej scenie twórcy filmu użyli między innymi nagrania z katastrofy kolejowej, która miała miejsce w 2013 roku. Pociąg wiozący ropę naftową wykoleił się w Lac-Mégantic w Quebecu, powodując śmierć 47 donosi Deadline, Julie Morin - burmistrz Lac-Mégantic skrytykowała Netflix za użycie katastrofy w "Nie otwieraj oczu". Okazuje się, że to nie jedyna produkcja platformy, w której wykorzystano nagranie z wypadku. Doszło do tego również w 3. sezonie serialu "Travelers". Tamto wydarzenie również nie obyło się bez kontrowersji. Twórcy filmu postanowili odnieść się do całej afery."Nie otwieraj oczu" - twórcy odpowiadają na zarzuty burmistrz Lac-MéganticProducenci filmu oznajmili, że materiały użyte w "Nie otwieraj oczu" znaleźli w bazie danych oferujących różne nagrania twórcom filmowym i telewizyjnym. Stwierdzili, że nie byli świadomi, co rzeczywiście przedstawia wykorzystany materiał. Mimo że przedstawiciele Peacock Alley Entertainment nie znali źródła wideo i przeprosili za jego użycie. Zapowiedzieli, że w przyszłości nagranie z katastrofy kolejowej w Lac-Mégantic zniknie z filmu, jednak Netflix nie zgodził się na żadną ingerencję w "Nie otwieraj oczu".To nie pierwsza kontrowersja, która pojawiła się wokół horroru w reżyserii Susanne Bier. Wyżej wspomniany Bird Box Challenge doprowadził do wypadku samochodowego. Na szczęście nikt w nim nie ucierpiał, ale sytuacja mogła skończyć się tragicznie. Tuż po pojawieniu się wyzwania, przedstawiciele platformy wydali oświadczenie, w którym prosili swoich użytkowników, by nie brali udziału w internetowej zabawie. Sergiusz Kurczuk Redaktor antyradia
Tytuł: Nie otwieraj oczu Tytuł oryginalny: Bird Box Premiera: 12 listopada 2018 (AFI Fest); 21 grudia 2018 (świat – Netflix) Reżyseria: Susanne Bier Film BIRD BOX (2018) – Fabuła / Opis Pewnego dnia, w wyniku tajemniczych i niewidzialnych sił, ludzie nagle zaczynają popadać w obłęd. Dla wielu kończy się to śmiercią, gdyż desperacko dążą do popełnienia samobójstwa. W obliczu globalnej katastrofy matka musi znaleźć w sobie siłę, by uratować dzieci i znaleźć schronienie zapewniające im bezpieczeństwo. Ich niebezpieczna podróż z konieczności musi być prowadzona po omacku, z zasłoniętymi oczyma. Film „Nie otwieraj oczu”, którego tytuł zmieniono w Polsce z oryginalnego „Bird Box”, to kolejny thriller science-fiction z akcją w postapokaliptycznym świecie, jaki możemy oglądać na streamingu w Netflixie. Jeszcze nie tak dawno dość głośno było o postapo „Zagłada”, dostępnym w ramach tego samego serwisu, który jednak ostatecznie dość mocno rozczarował. Czy nowa produkcja przyniosła poprawę jakości? Jak najbardziej tak! „Nie otwieraj oczu” niemal w każdym aspekcie filmowego rzemiosła (poza twistem fabularnym) jest pozycją lepszą niż wspomniany „Extinction”. Taki stan rzeczy nie jest zaskoczeniem, gdyż były ku przesłanki, począwszy już od znacznie lepszej obsady ( Sandra Bullock, Trevante Rhodes i John Malkovich). Nowy film oparto także na dobrze odbieranej przez krytyków powieści z 2014 roku autorstwa Josha Malermana. Scenarzysta, Eric Heisserer, który maczał palce w pamiętnym „Arrival”, miał zatem solidne podwaliny pod historię. Za reżyserię odpowiadała Susanne Bier, doceniona przez krytyków za film „W lepszym świecie”. Porównywanie nowego filmu z „Zagładą” tylko dlatego, że oba tytuły wyszły pod pieczą Netflixa, mija się jednak z celem i nie ma większego sensu. Film „Bird Box” stanowi bowiem mieszankę motywów z takich tytułów jak „Zdarzenie”, „Cargo”, „Ciche miejsce” czy „To przychodzi po zmroku” i to tym produkcjom jest znacznie bliższy. Podobnie, jak we wszystkich wspomnianych pozycjach, tak w przypadku najnowszego filmu Netflixa mamy do czynienia z grupą bohaterów zamkniętych z konieczności na niewielkiej przestrzeni, próbujących przetrwać i uciec przed śmiertelnym zagrożeniem czyhającym na zewnątrz. W „Nie otwieraj oczu” bohaterowie ponownie zatem zostali postawieni przed ekstremalną sytuacją i zmuszeni do zredefiniowania swoich moralnych wartości. By przetrwać muszą nauczyć się funkcjonowania w zupełnie nowej rzeczywistości, gdzie bezpieczny azyl daje jedynie przestrzeń zamknięta. Bohaterowie muszę jednak pamiętać, że nic nie trwa wiecznie i prędzej czy później będą musieli skonfrontować się z własnymi lękami. W mojej opinii ten ostatni aspekt jest najmocniejszą stroną „Bird Box”. Bohaterowie muszą walczyć z nienamacalnym zagrożeniem; z tajemniczymi istotami, które czają się w pobliżu i „zatruwają” umysł w sposób odrębny, odbierany indywidualnie przez każdą ofiarę. Podobnie jak każdy z widzów, tak każdy z bohaterów filmu inaczej wyobraża sobie obliczę zagrożenia. Czy jest coś bardziej przerażającego niż nasze własne lęki? Na tym właśnie bazuje nowe dzieło Susanne Bier. To czego nie widzimy i nie możemy jasno zdefiniować, ani wyjaśnić przeraża nas mocniej niż monstrum ukazane z każdej możliwej strony. O sile oddziaływania naszej wyobraźni najlepiej przekonuje pierwsza połowa tegorocznego filmu „Ciche Miejsce”, kiedy to twórcy skrzętnie unikali ukazywania pełnej postaci potwora. Niestety czar prysł w momencie pokazania istoty w pełnej swojej krasie. W „Nie otwieraj oczu” nie popełniono tego błędu. Osoby oczekujące wyjaśnień i widowiskowej finalnej walki ze zdemaskowanymi istotami – potwornie się zawiodą. Twórcy do końca filmu nie zdejmują zasłony tajemnicy. Nie dowiemy się zatem, kim i czym są istoty siejące śmierć, jak tak naprawdę działają, jaki mają cel i skąd pochodzą. Pozostają tylko domysły i scenariusze, które widz będzie musiał ułożyć sobie w głowie samemu po seansie na podstawie zobaczonych i usłyszanych podpowiedzi. Jak dla mnie była to wręcz doskonała decyzja filmowców, dająca impuls do przemyśleń. Liczne niedopowiedzenia w moim odczuciu nie psują opowieści, a ją wzbogacają o indywidualny czynnik wyobraźni każdego widza. Przez brak encyklopedycznych wyjaśnień wiele osób może kwestionować pseudonaukowy nalot na tej produkcji. Czy na pewno mamy tutaj do czynienia z science-fiction? Czy może widzimy dość standardowy horror o demonach z diabelskimi mocami? Nie da się tego wykluczyć i ponownie wszystko zależy od indywidualnego odbioru. Osobiście bliższy jestem aspektowi science, a niebezpiecznych intruzów traktuję jako przybyszów z innego świata lub wymiaru. Chociaż niewykluczone, że wyjaśnienie może być bardziej przyziemne. Oprócz ukrywania tajemnicy i pobudzania wyobraźni widza, kolejną siłą filmu są emocje i oddziaływanie na widza. Przez cały seans przykuty byłem do fotela i w dużym napięciu odbierałem kolejne zwroty akcji. W ten film trzeba się wczuć i co ważniejsze – można to zrobić wręcz bezwolnie. Produkcja łatwo wciąga, mimo powielania oklepanych schematów. To zasługa dobrego tempa, przez cały seans praktycznie nie poczujemy spowolnień, a jeżeli już się trafią, to są bardzo krótkie. Cały czas bohaterom towarzyszy napięcie, a stan zagrożenia wylewa się z ekranu i zaraża widza. Ogromną rolę w utrzymywaniu napięcia odgrywa obsada, która jest prawdziwą siłą napędową filmu. Sandra Bullock dźwiga dramaturgię na swoich barkach i wychodzi jej to znakomicie. W dobrym odbiorze jej postaci, twardej i zdecydowanej kobiety potrafiącej przeciwstawić się przeciwnościom, nie przeszkadza nawet jej blada twarz z niepasującymi, krwistymi rumieńcami, przez co momentami zdawała się upodabniać do Michaela Jacksona świeżo po operacji plastycznej. Aktorka po rolach w „Grawitacji” i “Demolition Man” zostawia swój kolejny wyraźny ślad na mapie sci-fi. Pozytywnie wypadł także Trevante Rhodes, jako partner głównej bohaterki, który dobrze czuł się na dalszym planie. Zdecydowanie więcej mogliśmy oczekiwać po Johnie Malkovichu, który jednak wcielił się w głupkowatego i upartego alkoholika, co z marszu odebrało mu sporo z aktorskich możliwości. Chociaż taką postać też trzeba umieć odpowiednio zagrać. Na szczególną uwagę zasługują dzieci – przyjemnie oglądało się najmłodszych bohaterów, którzy zahartowani przez matkę i doświadczenie, nie reagowali rozpaczliwym płaczem ani na wydarzenia czy niebezpieczeństwo, ani na podniesiony ton ich matki. Byli gotowi na wszystko, co dla części obecnych, przewrażliwionych rodziców może być wręcz szokujące. Kolejnym akcentem na plus produkcji są bardzo dobre zdjęcia – zwłaszcza hipnotyzują leśne krajobrazy i kadry dolin wzdłuż rzeki – oraz sprawny montaż, wspierający dynamizm scen akcji i podtrzymujący dobre tempo filmu. Nie będę Was jednak usilnie przekonywał, że „Nie otwieraj oczu” jest dziełem wybitnym, czy nawet bardzo dobrym, gdyż tak nie jest. Film dużo czerpie z tytułów wymienionych we wstępie, ocierając się o wtórność i nadmierną przewidywalność. Niestety nie wnosi on wiele świeżości w tematykę kinowej postapokalipsy. Przez zachwalane przeze mnie niedopowiedzenia i pozostawienie wielu luk do wypełnienia widzowi, ten thriller science-fiction w klimacie postapo może przeistoczyć się w oczach wielu odbiorców w dość płytki dramat o kobiecie walczącej by ostatecznie zaakceptować swoje macierzyństwo. Już pierwsze sceny filmu kładły bowiem spory nacisk na ten element fabuły, kiedy to lekarz zarzucał bohaterce, iż bagatelizuje fakt bycia w ciąży. Gdy skupimy się jednak tylko na tym wątku, zorientujemy się, że został on potraktowany w sposób powierzchowny, nawet trywialny i ostatecznie niezadowalający. Miałem również spore obawy o spójność w prowadzeniu narracji, gdy akcja w teraźniejszości przeplatana była wstawkami retrospektywnymi. Przez taki zabieg wiedziałem, którzy z bohaterów nie dożyją do rzecznej podróży. Ku mojemu zaskoczeniu jednak wyszło to całkiem dobrze, owe swoiste spoilery scenarzystów dało się wybaczyć, nie przeszkadzały w odbiorze kolejnych zwrotów akcji i w chłonięciu atmosfery, a cała historia w spójny sposób dotarła do końca. Końcówka jest jednak jedną z najsłabszych stron „Bird Box”. Otrzymujemy dość trywialne zakończenie z mocnym, hollywoodzkim nalotem i niepotrzebnym, nadmiar pozytywnym, a być może nawet utopijnym przesłaniem. W końcowych scenach całe, skrzętnie budowane napięcie i dość mroczna atmosfera (po leśnych scenach) rozmyły się momentalnie we wręcz bajkowych i banalnych obrazach. Szkoda. „Nie otwieraj oczu” nie jest filmem wybitnym. Wielu odbiorcom może przeszkadzać wtórność i przewidywalność fabularna, powierzchowność w prowadzeniu niektórych wątków oraz nie podanie na tacy odpowiedzi na pytania, które powstaną w trakcie seansu. Wszelkie wady bledną jednak, gdy wczujemy się w ten film, pozwolimy się porwać wizji twórców, zamiast co chwile negować takie czy inne zaproponowane rozwiązanie fabularne. „Bird Box” to film przede wszystkim rozrywkowy, który ma nas nieco przestraszyć, pobudzić wyobraźnie i co najważniejsze wprowadzić w stan napięcia i zagrożenia. I to udaje mu się wybornie. Muszę przyznać, że w tym roku taką ilość doznań i napięcia dostarczył mi tylko jeden film – wspomniane już w recenzji „Ciche miejsce”. OCENA : dr Gediman Film Bird Box (2018) – Zwiastun / Trailer FILMY SCIENCE FICTION 2018 » Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:[Głosów: 14 Średnia:
Ten rok obfitował w świetne horrory. Wiosną wszystkich zaskoczyło „Ciche miejsce”, które poprzez świetne operowanie napięciem stało się kulturowym fenomenem. Latem do kin zawitało „Dziedzictwo. Hereditary”, które zmiotło konkurencję metafizycznym podejściem do gatunku. Netflix również postanowił mieć w swojej ofercie horror z wyższej półki, ale kompletnie zapomniał, że oprócz świetnego pomysłu należy wiedzieć w jaki sposób przedstawić go światu. Dwudziestego pierwszego grudnia na platformie pojawił się film „Nie otwieraj oczu”, który poprzez powielanie schematów, śmiało może konkurować w walce o tytuł najmniej angażującego thrillera w historii. Już pewnie słyszeliście masę porównań omawianej produkcji do „Cichego Miejsca” Johna Krasinskiego – są one ciut na wyrost. Poza podobnym konceptem historii, filmów nie łączy praktycznie nic. Na świecie dochodzi do tajemniczej fali samobójstw wywoływanych przez nieznaną siłę. Ludzie nie mając pojęcia co się dzieje tworzą enklawy aby przetrwać. W tym nieprzyjaznym środowisku musi przetrwać ciężarna Malorie (Sandra Bullock), która przez sytuację, w której się znalazła musi uratować nie tylko siebie, lecz także dzieci. To ogromna odpowiedzialność, a Malorie jest świetną matką. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie decyzje podejmowane przez innych bohaterów filmu. Są oni mieszanką kompletnego przerysowania. Na ekranie widzimy technologicznego geeka, narkomana, młodą policjantkę, pracownika sklepu, głupiutką blondyneczkę i pracownika pobliskiego supermarketu. W połączeniu tworzą zbitą masę, która bardziej przypomina grupę komików niż walczących o przerwanie ludzi. Aktorzy próbują zrobić wszystko, aby z marnego scenariusza wycisnąć wszystko co najlepsze, lecz niestety to się nie udaje. Obsada zagrała świetnie, ale poprzez wszechobecną głupotę dociera do nas jedynie półprodukt. Na drugim końcu skali znalazły się zdjęcia. Operatorzy świetnie ukazują pustkę postapokaliptycznego świata. Wszechobecne zbliżenia na twarze dodają produkcji wrażenie osaczenia, dzięki którym widz dobrze wczuwa się w klimat filmu. Niestety pozytywne wrażenie zostaje zatarte przez reżyserię, która z wyczuciem cepa próbuje wmówić nam najbardziej irracjonalne wydarzenia. W filmie Susanne Bier nie zabrakło elementów typowych dla horroru – bohaterzy pchają się w najbardziej niebezpieczne miejsca bez żadnego przygotowania, podejmują irracjonalne decyzje, a żadna śmierć członka grupy odpowiednio nie wybrzmiewa. Ogląda się to z trudem bez żadnego emocjonalnego zaangażowania. „Nie otwieraj oczu” od początku nie wie jakim filmem chce być. Elementów horroru jest tu bardzo mało, jako thriller również się nie sprawdza przez brak napięcia, a science fiction tu zawarte, wygląda jak swoja własna parodia. Marne efekty specjalne są bardzo sprawnie ukryte, lecz ich jakość nie powinna nikogo dziwić – budżet produkcji to tylko dwadzieścia milionów dolarów. Niestety Netflix coraz częściej zawodzi i staje się masówką. Platforma do niedawna kojarzona z jakością swoimi ”filmami oryginalnymi” skutecznie odstrasza wymagających widzów. Obejrzenie „Nie otwieraj oczu” było dla mnie jak zderzenie z rozpędzonym pociągiem. Nie spodziewałem się, że będzie to dzieło niekompletne, puste w swoim przekazie i za wszelką cenę próbujące wybić się na sukcesie innej produkcji. Jest to cheapquel w czystej postaci. Autor grafiki tytułowej – Brit Sigh – Post navigation
nie otwieraj oczu co to za istoty